Upadłość małych firm to niepokojący proces zarówno pod względem ekonomiczny, społecznym, jak i prawnym. Z taką sytuacją mamy jednak coraz częściej. Spróbujmy się przyjrzeć temu zjawisku oraz wyciągnąć jakieś konstruktywne wnioski. Po kryzysie ekonomicznym, jaki miał miejsce w roku 2008 coraz powszechniej zaczęto stosować frazę: zbyt duży, żeby upaść. Dotyczyło to np. instytucji finansowych, takich jak banki, Ich upadłość pociągnęłaby za sobą problemy ich klientów i wierzycieli. W efekcie poszkodowanych byłoby zbyt wiele podmiotów.
Upadłość małych firm – efekty rynkowe
Gdy ma miejsce upadłość małych firm, wówczas odpada ten argument. Choć też mamy poszkodowanych kontrahentów i nieopłacone faktury (na przykład), to jednak skala jest mniejsza. Państwo nie nastawia się na pomoc małym firmom tłumacząc się, że nie ma aż takiej społecznej potrzeby. Jednocześnie same te przedsiębiorstwa mają dużo skromniejszy asortyment środków, którymi mogłyby się bronić przed kryzysem. Dotyczy to również skromniejszych zasobów, które ciężko wydawać na kreatywną księgowość czy prawników znających i prawo i ustawy.
Dlaczego mali mają gorzej?
Gdy jednak upadłość małych firm przyjmuje charakter zjawiska masowego, zmienia się perspektywa państwowa – a przynajmniej powinna. Nie chodzi już tylko o zadłużonych przedsiębiorców i kilku pracowników, którzy zostali na lodzie. Państwo wraz z takimi upadkami traci ogromną liczbę płatników VAT. Realnie cierpi na tym budżet i stan usług publicznych, których nie ma za co finansować. Powodem masowej upadłości może tkwić właśnie tutaj, że kosztami za ratowanie dużych zakładów obciążani są mniejsi gracze.